Blog byłej muzułmanki.

Witam na moim blogu.

czwartek, 16 kwietnia 2015

Szukam Boga.

Wciąż poszukuję prawdy. Jestem nieco zagubiona i nie do końca wiem o co chodzi w tym świecie. Moja długa wypowiedź jest być może chaotyczna, być może jest to lanie wody i głupoty, jednak jeśli ktoś to przeczyta i zdecyduje się podpowiedzieć mi którą drogą iść i czy moje wnioski są choć w 1% słuszne, interesujące - stopy ucałuję! Od dziecka byłam wychowywana w wierze katolickiej, należałam do Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży, byłam bardzo wierząca. W wieku 16 lat przeszłam na islam i wytrwałam w tej wierze rok, po czym zaczęłam, dzięki Bogu używać mózgu. A później co? Zagubienie, które trwa do teraz. Dalej wierzę w Boga, jednak jeśli miałabym określić swoją religię, nie potrafię. Skłaniam się bardziej w stronę chrześcijaństwa, wierzę w Boga, Jezusa, wierzę w Ewangelie, Jezus to mój autorytet. Jednak religie są w 90% wymysłem ludzkim. Sieją konflikty, zamęt i śmierć. Moje podejście do życia po śmierci jest nieco inne niż we większości religii, doszłam do tego w czasie przeżywania męczarni myślowych, kiedy głowiłam się, zastanawiałam i modliłam o prawdę. Jest na świecie tyle religii, skąd mamy wiedzieć która z nich jest prawdziwa? A może wszystkie? Bo skoro Bóg dopuścił do powstania tyle wyznań, musiał mieć w tym jakiś cel. Czy wybrał sobie jedno konkretne wierzenie, by wyregulować liczbę ludzi zbawionych i całą resztę wierzących inaczej strącić do piekieł tylko dlatego, że wierzą w coś, co nie jest prawdziwą religią? Czy Bóg byłby tak podły? Przecież w każdej świętej księdze jest napisane, że Bóg kocha nas a człowiek jest jego najcudowniejszą kreacją. Druga sprawa, Bóg dał duszę oraz życie zwierzętom. Dał im uczucie, emocje oraz myśli a co najważniejsze - zdolność do odczuwania bólu. Dlaczego więc dopuścił, by ludzie jedli zwierzęta? Czy ludzie nie zmienili religii na swoje upodobanie i nie dopisali sobie do świętych ksiąg, że można zabijać zwierzęta, by je jeść? Czyżby hipokryzja Boża, patrząc na przykazanie "nie zabijaj"? Gdzie znajduje się dopisek, że dotyczy ono tylko ludzi? A może zwierzęta zostały stworzone jako słudzy człowieka i za służenie im dostaną nagrodę w postaci miejsca w raju? A może człowiek został stworzony jako opiekun zwierząt i wszyscy mięsożercy pójdą do piekła? Moim zdaniem nie ma piekła. Skoro Bóg nas kocha, skoro jesteśmy jego dziećmi, czemu ma strącać nas do piekieł? Czy matka strąca swoje dziecko do piwnicy, jeśli ukradnie zabawkę ze sklepu? Nie! Matka kocha swe dziecko, nawet jeśli ono miałoby wbić jej nóż w plecy i zostawić samą sobie na wykrwawienie. Każdy na świecie jest tutaj w jakimś celu, nawet jak głodne dziecko w Afryce umiera, ma to jakiś cel. Nawet poronienia, aborcje, dzieci, które umierają zaraz po porodzie - to też dzieje się w jakimś celu a takie dzieci nie są poszkodowane. Dla nich też jest miejsce w raju. A może nowe życie i nowa szansa? Czyściec i pokuta za grzechy ziemskie - na pewno coś takiego jest. Jakaś karma, która wraca. Ale piekło? Nie wydaje mi się. Każda dusza być może ma pokutę, ale kiedy ją odbębni, pójdzie do raju. Może pokutować rok, albo i 100 lat, w zależności od ciężaru swych grzechów. Myślę, że może tu chodzić też o wybaczanie sobie nawzajem oraz żal za grzechy. Rozmyślałam sobie kiedyś nad tym, na przykładzie lwa oraz owieczki. Lew ma misję, by ranić owcę, owca ma misję, by umrzeć dla Lwa. Oboje mają misję ku sobie, która prowadzi wzajemnie do raju. LEW RANI OWCĘ. (cierpienie owcy oznacza zbawienie, bo Bóg kocha cierpiących i testuje ich wiarę.) OWCA SŁUŻY LWU (służy i umiera dla niego, więc dojdzie do raju) - co do lwa, też jest on testowany i przed obliczem Boga pożałuje swych grzechów, poda owcy dłoń i oboje wejdą do raju. Owca wybaczy Lwu więc i Bóg mu wybaczy. Być może w wypadku jeśli zdarzyłby się przypadek, że Lew nawet w dniu sądu ostatecznego nie chciałby się nawrócić i przed samym Bogiem pożałować grzechów, Bóg zgładziłby go i zdegradował do poziomu upadłego anioła, którego zgładziłby. Jednak i taka opcja zagłady wydaje mi się niepoprawna, ponieważ, co jeśli wtedy rodzina lwa i osoby, które za życia go kochały, wstawiłyby się za nim i uratowały go przed zagładą? Ich miłość oczyściłaby serce lwa i w końcu spowodowała skruchę w jego duszy. A może po prostu w wypadku kiedy lew dalej nie czułby skruchy, nie zgładziłby go lecz wysłał właśnie do swego rodzaju czyśćca na pokutę? Bóg jest zbyt dobry, zbyt miłosierny i litościwy, by skazywać ludzi na wieczne potępienie. On nie chce naszego cierpienia, kocha każdego. Kocha nawet morderców i pedofilii. Tak, kocha ich. Musi ich kochać! Wszyscy jesteśmy dziećmi Bożymi i wszyscy zostaliśmy stworzeni w określonym celu. Załóżmy - stworzył dobrego człowieka i mordercę, który go zabije. Oboje pójdą do nieba? Nie możliwe? Dlaczego? Oboje są tutaj w jakimś celu a celem wszystkich na ziemi jest cierpienie, które jest oznaką Bożej miłości. Im bardziej cierpimy, tym bardziej Bóg nas kocha, jak mawiają. A nagrodą jest raj i wieczne szczęście. Ale dlaczego Bóg pozwala nam cierpieć za życia, skoro tak nas kocha? Ano dlatego, że on wie, że cierpiąc, i tak będziemy po tym na wieki szczęśliwi. Strącając nas w piekło, nie przypuszczałby, że nasze cierpienie kiedyś dobiegłoby końca. Byłoby wieczne. A więc, jak wcześniej wspominałam na przykładzie owcy oraz lwa, once again - morderca morduje dobrą osobę. Oboje pójdą do nieba i podadzą sobie dłonie. Oboje mieli swój cel względem siebie. Dobry człowiek zginął, cel = cierpienie, zwiastujące zbawienie. Morderca zamordował, cel = cierpienie, sumienie, żal za swój czyn, zwiastujące zbawienie. Na świecie coraz więcej zła. Dlaczego? Czy szatan istnieje wraz ze swoją armią demonów, które też były kiedyś stworzeniami Boskimi? Czy zwiększające się zło na świecie oznacza, że koniec żywota Szatana jest bliski i on chce uczynić jak najwięcej złego zanim Bóg go zgładzi? Często osoby przestają wierzyć, bo ktoś im umarł w rodzinie. Boże, przecież to dobra nowina. Ktoś umiera, idzie do miejsca gdzie będzie szczęśliwy. My się smucimy, bo tęsknimy za bliskimi którzy umrą, ale przecież powinniśmy się radować, bo przeżyli już swe życie i Bóg ich zabrał. Bandyci żyją długo a np. matka straci dziecko. Ciężko to sobie wytłumaczyć? Wręcz przeciwnie, to proste i logiczne. Być może Bóg zabiera dziecko, by ocalić je od zła tego świata? By nie dać im zatracić się w grzechu, jeśli czuje, że są słabi i mogą nie podołać? Z kolei być może pozwala długo żyć bandytom, bo cały czas daje im szansę na nawrócenie się i żal za grzechy? A co w wypadku ateistów? Druga szansa? Reinkarnacja? No właśnie. Reinkarnacja. Właśnie.
Spotykałam w życiu osoby, które wierzyły, że istnieje reinkarnacja, odrodzenie, życie po życiu, 7 żyć, przestrzeń astralna i inne tego typu. Zainteresowało mnie to i nie neguję tego, nie potępiam acz dołączam do swoich przemyśleń filozoficznych i oto co moja mądra makówka wyfilozofowała. Żyjemy sobie na Ziemi raz, po śmierci znów, po kolejnej śmierci trzeci raz i tak cały czas lub 7 razy, jak niektórzy twierdzą. Po 7 życiach idziemy do nieba i co? Nagle okazuje się, że mamy 7 matek, 7 ojców, 7 mężów i 14-30 dzieci! I wyobraźmy sobie, że w różnych życiach byliśmy lekarzem, prawnikiem, sprzątaczką itd. Byliśmy mężczyzną, kobietą, małpką, wróbelkiem, psem, świnką, dzieckiem, homoseksualistą itd... Totalne zamieszanie i chaos! Dobrze, niektórzy uważają, że osoby w naszych życiach nie zmieniają się, pozostają to te same dusze, jednak jako inne osoby w naszych rodzinach. Więc w jednym życiu mam mamę, która w kolejnym życiu będzie moim mężem a w kolejnym dzieckiem a w kolejnym jeszcze kimś. Dobrze, idę do nieba i co? Hej mamo-dziecko-dziadko-mężu?  Jak patrzyłabym na taką osobę, taką duszę? Kim w końcu ona by dla mnie była?! Wydaje mi się to kompletnym chaosem. Żyję sobie na świecie, tylko po to by umrzeć i... żyć ponownie. Męczę się na Ziemi, cierpię, tracę swych bliskich, w końcu umieram, mając już dosyć, będąc zmęczona i chcąc w końcu udać się na zasłużony odpoczynek... Nie. Muszę żyć jeszcze raz i znów się męczyć. Czy nie jest to zabawa Boga nami? Traktowanie nas jak pionków? Żyłeś raz? Żyj ponownie! Męcz się, cierp, walcz, przegrywaj lub wygrywaj. Jeśli na prawdę tak jest, uważam, że życie i cały ten ciąg kolejnych żywotów jest tragiczną męczarnią, Bożą zabawą ludzkimi duszami oraz kompletnym chaosem oraz zamętem, sprowadzającym do obłędu, szaleństwa lub amoku. Jak to więc rozumiecie Wy - wierzący w reinkarnację, przyjmujący wierzenie w nią za coś fajnego, przyjemnego i logicznego oraz harmonijnego. W jaki sposób udaje się wierzącym w reinkarnację o tym myśleć i czerpać radość z życia ziemskiego, jednego z kilku lub kilkunastu?


Nie sądzę, by moją religią był islam, chrześcijaństwo, judaizm, buddyzm, hinduizm itd. Nie sądzę, by którakolwiek z religii była moją. Nie wierzę w święte księgi, nie wierzę ślepo, nie mam klapek na oczach. Zdobywam wiedzę, wierzę w to, co do czego mam pewność. Uczę się, doznaję, poznaję Boga. Tak, on istnieje. I chcę go znaleźć. Moim Bogiem nie jest Bóg, który każe zabijać w Jego imię. Nie jest to Bóg, który swoje najdoskonalsze kreacje wtrąca w piekło. Nie ma piekła. Na pewno istnieje czyściec, ale nie piekło. Mój Bóg nie jest okrutny. Mój Bóg nie zezwala na morderstwa, w żadnej postaci. Mojemu Bogu nie podoba się zabijanie oraz zjadanie zwierząt przez ludzi* a mój Jezus był wegetarianinem. Moją religią jest miłość a wszystkie 10 przykazań zastąpione jest jednym: kochaj.


* tak, wiem co pomyśleliście. Przecież lew zjada antylopę! Ale ten lew nie ma wyboru, ludzie go mają. Lew walczy o przetrwanie, ludzie mają wszystko pod nosem w sklepie. Lew musi walczyć o przetrwanie, ludzie mają tak rozwinięte technologie, że nie muszą.